poniedziałek, 9 maja 2011

Viva Hate

To co myslę, na temat “Afterparty”, ostatniej studyjnej płyty zespołu Cool Kids of Death, może być dość niedorzeczne. Moje muzyczne preferencje są ścisle określone. Zazwyczaj słucham jednego typu muzyki, słucham Republiki. I o ile przez ostatnie dwa lata marzyłem by zostać Grzegorzem Ciechowskim, to od dnia w którym miałem możliwośc przesłuchania pierwszego singla z “Aterparty” postanowiłem, że moim idolem zostanie Krzysztof Ostrowski.

Ta płyta wcale nie jest taka jak napisał Tomasz Piechal w “Muzyce”, porównywanie jej do Klaxons czy Shitdisco to ujma dla CKOD. Ten album to artystyczne wynurzenie w świat groteskowego delirium, poprzepychanego kiczem i kaftanami bezpieczeństwa. “Afterparty” jest jak taki dziwny sen, w którym przenosimy sie pod ziemię do nocnego klubu, w którym odbywa się taniec śmierci. Ostrowski ma pęknięty krzykliwy głos, którym przewierca się jak świder przez betonowe ściany. Wreszcie mój nizdrowy zachwyt budzą teksty, które powinny zostać w Père Lachaise w celu stanowienia wzorca piosenek o buncie przeciwko systemomwi. On śpiewa takie rzeczy jak “Brzask puści wrzask i upiorny skrzek”, albo “pies zawył i gdzieś pod płotem legł”. Piękne wypadkowe pomiędzy hymnem butntownika, śpiewanym podczas wybijania szyb w samochodach a wypowiadanym epitafium dla seryjnego mordercy, którego nikt poza jego dziećmi nie chce słuchać.

Ta płyta należy do mojej ulubionej odmiany muzyki, w której pozorna energia i pozornie radosne akordy mają na celu jedynie pogłębić depresję i sprawić byśmy przestali przejmować się drobnostkami. Ten gumowy rów melioracyjny, w który cięgnie nas CKOD przyozdobiony jest takimi dość uniwersalnymi frazesami w stylu “Viva Hate” oraz kilkoma spektakularnymi wybuchami. Pomiędzy miotanymi nożami a tanim alkoholem prześwitują surowe przemyslenia autora dotyczące rzeczywiśtości w której się dzisiaj znajdujemy.

Leżę już w tym rowie od ponad dwóch tygodni I nie jestem w stanie sie podnieść. Mam świadomość, że poza dwoma singlami “Afterparty” nigdy nie zagości w stacjach radiowych. Nigdy nie usłyszy się ich wracając taksówką, zresztą to by było zbyt niebezpieczne dla systemu. Gdyby się to rozległo na ulicach, ludze zaczęliby wypuszczać z rąk wcześniej powzięte przedmnioty, mroczyliby pośród kościołów, urzędów, cmentarzy i dyskotek, ciągnęliby za sobą splątane sznurowadła. W zasięgu głośników śłońce zalałoby się purpurą, i groziłby nam wieczny zachód. Wyobrażam to sobie, że oni już nigdy nie chcieliby kupić nic z supermarketu, jedynie w monopolowym wódkę, Ja byłbym już wtedy Krzysztofem Ostrowskim, nagrywałbym kolejną jeszcze bardziej nasączoną jadem płytę, a zapici przechodnie z zapałem zabijaliby się nawzajem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Admin Control Panel

New Post | Settings | Change Layout | Edit HTML | Moderate Comments | Sign Out